Prędzej, czy później musiał nadejść mój kryzys pobytowy. Zbiegło się to z kilkoma wydarzeniami w moim wolontariackim życiu. W pierwszym tygodniu pobytu okazało się, że pod naszym oknem urzęduje psia rodzinka z trzema szczeniakami. Już wtedy zrobiłam wywiad z Gruzinami dotyczący losu bezdomnych psów w mieście. Podobnie jak podczas pobytu w Thessalonikach w Grecji na ulicach pełno jest bezdomnych zwierzaków. Niektóre z nich mają właścicieli, ale tak sobie spacerują "po mieście", większa część jednak jest porzucona lub całe swoje życie spędziła na ulicy. Sprzyja to roznoszeniu chorób, wypadkom samochodowym lub walkom pomiędzy psami o pożywienie. Niestety w Gruzji nie jest prawnie uregulowana sytuacja bezdomnych zwierząt, nie ma finansowego wsparcia państwa na tworzenie schronisk dla zwierząt, nie stosuje się sterylizacji u zwierząt domowych. Gdy tak dużo jest jeszcze potrzeb ludzi, gdy średnia pensja wynosi 300 (ok. 500 zł), a emerytura 150 lari (mniej niż 300 zł) potrzeby zwierząt są na samym końcu... Psy i koty zdane są na siebie w przetrwaniu w dużym mieście, litość ludzi i resztki wyrzucane z restauracji. W Ozurgeti było schronisko dla zwierząt, ale z niewiadomych względów zostało w tym roku zamknięte, a wszystkie psy po prostu wypuszczone w świat.
Pewnego wieczoru pracując nad jednym z eventów na naszym podwórku rozległo się szczekanie psów i miauczenie kota. W ciemnościach nic nie widzieliśmy, ale w smudze światła ujrzałam małego kota schowanego obok garażu. Nie mogłam go tak zostawić, więc wyposażeni w karton udaliśmy się sprawdzić, co się dzieję. Okazało się, ze na naszym podwórku przeraźliwie miauczy ok. miesięczny kociak. Jak znalazł się sam na naszym podwórku? Nie wiadomo, ale zostawić go samego na noc nie mogliśmy. Kociak dokarmiany przeze mnie spędził w naszym mieszkaniu dwa dni. Z względów niezależnych ode mnie nie mógł zostać na tzw. "tymczasie" do czasu znalezieniu mu odpowiedniego lokum. Przy pomocy koordynatorki znalazłam kontakt do fundacji w Batumi, która na własną rękę ratuje bezdomne zwierzęta i skontaktowałyśmy się z nimi. Zawiozłam kota z rozdartym sercem do Batumi, a gdy usłyszałam historię schroniska serce płakało jeszcze bardziej.
Fundacja "True friend" opiekuje się obecnie ok. 70 kotami i 70 psami. W organizacji działają trzy osoby, które własnymi siłami zbudowały schronisko na obrzeżach Batumi (w okolicy lotniska). Przebywają tam tylko dorosłe zwierzęta, do których działacze przyjeżdżają raz dziennie. Organizacja nie ma żadnego wsparcia finansowego, zbierają odpadki z restauracji i sklepów w Batumi, by wykarmić zwierzęta. Małe kocięta przebywają w domu założyciela fundacji. Mój maluch trafił w dobre ręce, ale brak wsparcia i zainteresowania władz miasta jest przerażający. Ci ludzie poświęcają cały swój wolny czas i pieniądze, by zapewnić tym zwierzętom lepszy los.
Myślę, że ta historia to nie koniec moich perypetii ze zwierzętami w Ozurgeti. Poczucie bezsilności jest bardzo przygnębiające, a szansa na zmianę to długotrwały proces, do którego Gruzja w najbliższym czasie dojrzeje. Nie warto być jednak obojętnym i pozostać w zgodzie z sobą, mimo wszystko...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz