niedziela, 27 września 2015

Mestia, czyli dwutysięczniki w adidaskach

Wyjeżdżając do Gruzji postanowiłam być najlepiej zapakowaną i przygotowaną wolontariuszką EVS ;) Plany planami, a wyszło trochę kiepsko, ponieważ nie zapakowałam moich trekkingowych butów. Sądziłam, że będą mi potrzebne dopiero w październiku przy wizycie J. Moje stopy w trakcie wizyty w Swanetii dały mi do zrozumienia, jak duży popełniłam błąd :/ Ale od początku :)

wtorek, 22 września 2015

Herbaciane pola Batumi?

Herbaciane pola Batumi odeszły już w cień historii. Jednodniowa wycieczka do stolicy Adżarii ukazała nam nowoczesny nadmorski kurort, w którym co chwila powstają nowe apartamentowce i centra biznesowe. Całe miasto to misz-masz stylów, jest nad czym się 'zadziwić", bo o gustach się przecież nie dyskutuje ;) Wybrzeże dzieli się na część portową oraz kamienistą plażą.

poniedziałek, 21 września 2015

Święto Ozurgeti

15 września miasto zatętniło życiem, a ja w końcu miałam okazję zobaczyć jakieś dzieci. W ciągu tygodnia zwątpiłam, że będę miała komu organizować zajęcia. Dzieci zaczęły nowy rok szkolny dzień wcześniej i już kolejnego miały okazję uczestniczyć w dużym festynie organizowanym przez miasto. Na Dniu Ozurgeti miał pojawić się nawet sam premier Gruzji:) Na głównym placu znalazło się wszystko, między innymi tańczący przebierańcy na szczudłach, teatrzyk kukiełkowy, stoiska historyczne oraz degustacja wina. Jak to na festynie znalazły się tam też stoiska z balonami Myszki Miki, Kubusiem Puchatkiem i innymi pięknościami :P Głównym punktem obchodów był pokaz tradycyjnych tańców gruzińskich oraz koncert. Na tym zależało mi najbardziej, ale niestety nie dane mi było nic zobaczyć, bowiem tego dnia naszym zadaniem było malowanie twarzy dzieciom.

niedziela, 13 września 2015

Słodkie lenistwo na wybrzeżu

Właśnie mija mój pierwszy tydzień w Ozurgeti. Trochę czuję się jak na urlopie i to takim bardzo leniwym urlopie. Jak typowy zmarźluch postanowiłam skorzystać z końca lata i pozwiedzałam trochę gruzińskie plaże. Do najbliższej plaży, w Shekvetili, najszybciej dotrzeć stopem, co jak na razie jest łatwizną w porównaniu z moimi doświadczeniami w Polsce i innych państwach. Pierwszy samochód, który ma miejsce (to też tutaj jest pojęciem bardzo względnym) zatrzymuje się, by Cię podrzucić. Ostatniego dnia wracając z Batumi zabrał nas chłopak, który wcale nie planował jechać w tą stronę, ale nadrobił trochę drogi, by nas podrzucić. Najbardziej w podróżowaniu na stopa, oprócz tego, że nic to nie kosztuje, lubię właśnie poznawać historie napotkanych ludzi. Okazało się, że jego ojciec jest z pochodzenia Polakiem, a jego matka Ukrainką, jednak mieszka od urodzenia w Gruzji. Wyobraźcie sobie widok z drogi na morze i wzgórza, a w tle... Verba, polski hip-hop ;)

wtorek, 8 września 2015

Szok kulturowy po gruzińsku

I tak po dwóch miesiącach jestem już na miejscu, w Ozurgeti, w Gruzji. Dziś mija druga dobra jak wyruszyłam z mojego rodzinnego miasta. Przez te dwa miesiące mierzyłam się z czasem, żeby zdążyć pozamykać wszystkie sprawy rodzinno-zdrowotno-służbowe. Nie wszystko się udało, ale nie zostało nic z czym nie mogę się uporać na miejscu. Polecam Wam zrobienie wszystkich badań kontrolnych przed wyjazdem, mogą Was czasami zaskoczyć :) Ja zdążyłam się wykurować jeszcze przed wylotem. Wizyty kontrolne będę mieć w styczniu podczas urlopu w Polsce.

Na lotnisko jechałam już ze ściskiem w żołądku, ale po pożegnaniu byłam już całkowicie spokojna i nastawiona zadaniowo. Zabierałam ze sobą dużą walizę oraz plecak i musiałam się z nią dostać na postój taksówek. Lot miałam w nocy, a w Gruzji byłam o 5:30 (w Polsce była wtedy 3:30). Czekała mnie jeszcze godzina drogi z taksówkarzem, który nie mówił zupełnie po angielsku z Kutaisi do Ozurgeti. Górska droga z widokami, a przy drodze wypoczywające krowy, psy, konie i świnie. Gdy zobaczyłam swój pokój, który nawet do polskiego "babciowego" mieszkania bardzo daleko, byłam już trochę przerażona.