wtorek, 8 września 2015

Szok kulturowy po gruzińsku

I tak po dwóch miesiącach jestem już na miejscu, w Ozurgeti, w Gruzji. Dziś mija druga dobra jak wyruszyłam z mojego rodzinnego miasta. Przez te dwa miesiące mierzyłam się z czasem, żeby zdążyć pozamykać wszystkie sprawy rodzinno-zdrowotno-służbowe. Nie wszystko się udało, ale nie zostało nic z czym nie mogę się uporać na miejscu. Polecam Wam zrobienie wszystkich badań kontrolnych przed wyjazdem, mogą Was czasami zaskoczyć :) Ja zdążyłam się wykurować jeszcze przed wylotem. Wizyty kontrolne będę mieć w styczniu podczas urlopu w Polsce.

Na lotnisko jechałam już ze ściskiem w żołądku, ale po pożegnaniu byłam już całkowicie spokojna i nastawiona zadaniowo. Zabierałam ze sobą dużą walizę oraz plecak i musiałam się z nią dostać na postój taksówek. Lot miałam w nocy, a w Gruzji byłam o 5:30 (w Polsce była wtedy 3:30). Czekała mnie jeszcze godzina drogi z taksówkarzem, który nie mówił zupełnie po angielsku z Kutaisi do Ozurgeti. Górska droga z widokami, a przy drodze wypoczywające krowy, psy, konie i świnie. Gdy zobaczyłam swój pokój, który nawet do polskiego "babciowego" mieszkania bardzo daleko, byłam już trochę przerażona.

Ta noc była chyba największym objawem szoku kulturowego, jakie doznałam dotychczas. Udało mi się zasnąć, ale w ataku paniki chciałam wracać jak najszybciej do Polski. Przerażało mnie 9 miesięcy spędzonych w takich warunkach, ale gdy obudziłam się następnego dnia, stwierdziłam, że w sumie nie jest tak źle i jakoś wytrzymam. Jest prąd, ciepła woda i internet, więc nie mam co narzekać ;)

Pierwszy dzień był bardzo intensywny. Przespałam  się 3 godziny i wyruszyłam na zwiedzanie organizacji i miasta z moją współlokatorką, która mieszka tutaj od pół roku. W organizacji poszło nam bardzo sprawnie, założyłam sobie również gruzińskie konto, na które będą przelewane mi co miesiąc pieniądze. W moim mieście są dwa bankomaty z których mogę bezpłatnie wypłacać gotówkę. Następnie wyruszyliśmy poleniuchować nad rzekę - Bzuzhi River. Ozurgeti leży bowiem w dolinie, a okalają je dwie rzeki. Na łące pasały się krowy, a obok rzeki biegały konie.



Koniec dnia uczciliśmy w knajpie z tradycyjnym gruzińskim jedzeniem. Ja skosztowałam batridżani-  pysznych smażonych bakłażanów z pastą orzechową oraz mczadi, chlebka kukurydzianego. Hmmm, a gdzie fanfary, że przyjechałam? Gdzie gruzińska gościnność? ;) Wolontariusze też niezbyt zainteresowani moją osobą, ale cóż, zobaczymy co będzie w kolejnych tygodniach.

Aktualnie czekam na przyjazd pozostałych wolontariuszy, więc mam luźne dni. Dziś rozpakowałam rzeczy, spacerowałam po mieście i zwiedziłam bazar z warzywami, jutro jadę  na zwiedzanie Batumi i Gonio, w którym znajduje się twierdza Gonio-Apsarus, wzniesiona przez Rzymian w I w.n.e. Tak przynajmniej mówi mój przewodnik. Z jutrzejszej wyprawy umieszczę zdjęcia :)

2 komentarze:

  1. Ach, juz zazdroszcze ci tej Gruzji i tych niesamowitych widoków :) Własnie mam jutro rozmowe przez Skype'a w sprawie wolontariatu EVS tylko że z ta różnica, że staram sie o wyjazd do Bułgarii. Zupełnie nie wiem czego mam sie spodziewac na tej rozmowie, mozesz napisac mniej wiecej jak ona przebiega i udzielic jakichś rad w tej kwestii żeby wypaść jak najlepiej? Możesz napisać na czym Twój wolontariat bedzie polegał? Miło się czyta twojego bloga i czekam na więcej i do czytania i do popatrzenia :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Cześć :) Dzięki bardzo za miły komentarz, niestety odczytałam dopiero dziś. Mam nadzieję, że Twoja rozmowa wypadła super. Jeżeli chodzi o pytanie, to dla moich wolontariuszy przygotowywałam podstawowe pytania jak:
    1. Konkretne pytanie dotyczące projekty - np. jeżeli zajęcia dla dzieci, to jakie są Twoje pomysły?
    2. Doświadczenie w wolontariacie.
    3. Doświadczenie w mieszkaniu za granicą.
    4. Pytania o studia, pracę i zainteresowania.
    Ja miałam również bardzo podobne pytania na swojej rozmowie. Ale najważniejsze jest przede wszystkim dobre nastawienie i szeroki uśmiech ;)

    OdpowiedzUsuń