Dziś mija dokładnie szósty miesiąc mojego projektu :) Postanowiłam, że koniec z prokrastynacją i czas wstawić jakiegoś posta. 17 stycznia wróciliśmy z urlopu w Polsce i powróciliśmy do gruzińskiej rzeczywistości. Dużo się zadziało od tego czasu, więc post będzie długi, udokumentowany filmikami i zdjęciami ;)
W Ozurgeti pod naszą nieobecność zawitała zima stulecia i wiedzieliśmy, że zapowiadają śnieg na koniec stycznia. Postanowiliśmy nie tracić okazji i pojechać na krótką wycieczkę do Borjomi i Bakuriani. Borjomi to kiedyś sławny kurort uzdrowiskowy ze słynną wodą Borjomi i ciepłymi źródłami. Na pewno nie jest w naszym TOP10, ale to dość przyjemne miejsce na spacery w okolicach. Całość atmosfery psuje tylko tandetny park rozrywki dla dzieci :/
Bakuriani to kurort narciarski, wersja naszych Krupówek :) Na narty nie mieliśmy czasu, a ja akurat w tym kierunku zbyt utalentowana nie jestem, więc wybraliśmy się na łyżwy. Pogulali, posmatrili i wsio ;) Najbardziej godne zapamiętania była podróż starą kolejką, która trwała dwie godziny na trasie Bakuriani-Borjomi, ale widoki były niesamowite! Polecam, 1 lar, 2 godziny podróży, naprawdę warto!
W trakcie powrotu do Ozurgeti powitała nas zamieć śnieżna, która przyprawiła mnie o zawał serca, bo nasza marszutka utknęła na wzgórzu i przez pół godziny nie mogliśmy ruszyć z miejsca. Powróciliśmy do zimowego Ozurgeti i tak zaczęły się nasze dwutygodniowe problemy z prądem. Brak internetu nie jest aż tak dużym utrudnieniem, ale bez prądu nie mieliśmy ogrzewania i ciepłej wody. Koniec końców, zwarcia zepsuły mój komputer i przez dwa tygodnie byłam pewna, że zostałam do końca projektu bez laptopa :( Znajomy organizacji znalazł jednak sposób na mojego gruchota i uruchamiam go w trybie awaryjnym :D A i w międzyczasie szkoły były zamknięte z powodu świńskiej grypy, więc utknęłiśmy w zimowej aurze w naszym mieszkaniu.
Mimo, że pogoda się poprawiła, a problemy z prądem minęły, ciągle nie mieliśmy internetu aż do tego tygodnia. Pojawiał się z przerwami i frustrował mnie ten brak konkretnego kontaktu z J. i rodziną. Mieliśmy też problemy organizacyjne, więc złapał mnie mały kryzys pobytowy. Dlatego na weekendy staraliśmy się wyjeżdżać z miasta, odwiedziliśmy koleżankę w Zugdidi oraz pojechaliśmy wspólnie do Anakli. Zugdidi to czwarte miasto pod względem wielkości w Gruzji. W mieście nie ma dużo atrakcji turystycznym poza pałacem Dadiani i parkiem nazywanym "ogrodem botanicznym". Jest to dobry przystanek na drodze do Mestii.
Anaklia to nowy kurort nadmorski, z którego Gruzini są bardzo dumni, ale w lutym wyglądało jak miasto duchów. Miasto stara się zyskać imponujący wygląd przez budowę dziwnych restauracji rodem z Azji, mostów i pięciogwiazdkowych hoteli...
I tak nastała końcówka lutego, o czym już w kolejnym poście :) Piękna pogoda, promienie słońce i pierwsze oznaki wiosny poprawiły nam zdecydowanie humory! Oby tak już zostało!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz